poniedziałek, 4 lutego 2013

Polska jazda. Krótko o "Drogówce" Smarzowskiego

Seans „Drogówki” utwierdza w przekonaniu, że warto jeszcze chodzić do kina na polskie filmy oraz, że spokojnie można traktować Wojtka Smarzowskiego jako swoiste dobro narodowe. Chronić, chuchać dmuchać i niecierpliwie wyczekiwać kolejnego filmu.

Jego najnowszy obraz to kwintesencja wypracowanej w poprzednich filmach stylowej „smarzowszczyzny” doskonale zgrana z poetyką thrillera i kina sensacyjnego, a przy okazji bardzo oryginalnie zmontowana. Smarzowski z taką samą uciechą rzuca mięsem, co rozmaitymi kliszami i odwołaniami. Efektem jest szokująca (dla tych co reżysera nie znają lub wierzą w bajki) analiza fragmentu polskiej rzeczywistości, gdzie chamstwo, deprawacja i cwaniaczkowatość są chlebem powszednim.

„Drogówka” świetnie trzyma napięcie i doskonale balansuje między potworną brutalnością i prostactwem a wyłaniającą się zeń gorzko-ironiczną diagnozą. Nie ma dla mnie w polskim kinie reżysera tak  zgrabnie łączącego autorski styl z umiejętnością bezkompromisowego rozliczania się z potworami zamieszkującymi szafy polskich domów oraz instytucji. Wielkim atutem filmów Smarzowskiego jest również doskonałe aktorstwo, w przypadku „Drogówki” na uwagę zasługuje zwłaszcza Bartłomiej Topa, który raz na zawsze zrywa z wizerunkiem Złotopolskiego ciołka. A czyni to w sposób naprawdę spektakularny.

Wiwat zepsucie, korupcja, niemoralność, wiwat Smarzowski! 9/10