środa, 1 sierpnia 2012


Horyzontowe ostatki, czyli spóźnione/rozleniwione podsumowanie ostatnich obejrzanych filmów :)


„Dziurka od klucza” reż. Mariusz Treliński – Bardzo fajny krótkometrażowy dokument, w którym reżyser
spotyka dawno niewidzianych kolegów i koleżanki z podstawówki. Z rozmów o dziecięcych marzeniach,
planach na przyszłość i ich konfrontacji z PRL-owską, dorosłą już rzeczywistością (film był kręcony w połowie
lat 80-tych) wyłania się na przemian gorzki, wzruszający i zabawny portret pokolenia naszych rodziców.
Lekkie i bezpretensjonalne. 8/10
 

„Pożegnanie jesieni” reż. Mariusz Treliński - Lepka od dekadencji i dziwaczności sonata miłosno-
polityczno-obyczajowa rozegrana w eklektycznych przestrzeniach, w których prawdopodobnie
równie dobrze czułby się dr. Frank-n-Furter, jak i Alex DeLarge. Genialna rola Peszka wcielającego się
w rolę cioty – nie Witkowskiej, lecz – Witkiewiczowskiej. Skarbnica błyskotliwych cytatów, wśród których
najtrafniej podsumowuje obraz ten oto: „Doszliśmy do kresu burżuazyjnej kultury, która nie dała nic
prócz zwątpienia”.  9/10  



„Raj: Miłość” reż. Ulrich Seidl – Żaden z horyzontowych filmów Seidla nie okazał się dla mnie rozcza-
rowaniem. Pierwsza część trylogii (oprócz „Miłości”, będziemy mieć niedługo okazję obcować z „Wiarą”
oraz „Nadzieją” ala Ulrich, i obiecuję – to nie będzie przyjemne;)) przenosi nas z wiedeńskich przedmieść
na malownicze kenijskie plaże. Klimat pozostaje jednak ten sam – utkany z brzydoty, dziwactw, goryczy
i desperacji. I nawet obecność „beach boys'ów” i „sugar mamas” nie osładza go ani trochę.
(Lada dzień wrzucę pełnowymiarową recenzję tegoż filmidła, więc na teraz koniec:)) 10/10 
 


W drodze” reż. Walter Selles – Zekranizować powieść legendę to nie lada wyzwanie. Walter Selles nie do końca je udźwignął, tworząc obraz w wielu miejscach miałki i banalny. Bitnicy wg niego to zgraja gładkolicych podchmielonych młodziaków (tu plejada całkiem ciekawych aktorów z Samem Riley na czele) o pretensjach artystycznych, którym w przerwie między orgią a balangą udaje się sklecić parę słów w formę awangardowego wiersza. W ramach kontrkulturowego buntu i politycznej dywersji odbywają również dalekie "szalone" eskapady (aż do meksykańskiego burdelu!); koniec końców zawsze jednak lądują u mamy.
Przebija z tego filmu jakiś smutek i nostalgia ( i jest to duży plus), brakuje jednak tej intensywnej tęsknoty, spontanicznego pędu za czymś nieuchwytnym, niedookreślonym, co dla mnie osobiście stanowiło właśnie sedno powieści Kerouaca.
Zdecydowanie najmocniejszą stroną obrazu są malowniczo oddane realia tamtych lat. I przestrzenie, fascynujące amerykańskie krajobrazy, które są nie tylko tłem, lecz pełnoprawnymi aktorami. To jednak za mało. 5/10 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz