wtorek, 18 września 2012

"Hunger Games". Na szybko

„Igrzyska śmierci” to światełko nadziei w mroku banalnych i lepkich od pretensjonalności historii dla nastolatków, serwowanych tak w literaturze, jak i w kinie. Zarówno bowiem powieść Suzanne Collins, jak i stanowiący jej adaptację film Gary’ego Rossa, odcinają się od  świata magii i nadprzyrodzonych zjawisk, kreując dystopijną wizję świata, w której wątek inicjacyjny zostaje wpleciony w diagnozę całego systemu społecznego. To krytyka popkultury i wszystkożernych mediów kosząca je ich własną bronią. Spektakularny blockbuster, który intryguje i zaskakuje przewrotnością. Gorzka satyra, krytykująca „społeczeństwo spektaklu” i pod przykrywką sci-fi obnażająca lęki, z którymi zderza się  pokolenie młodych ludzi, z jednej strony zagrzewanych do kapitalistycznego pędu ku karierze, z drugiej zaś mierzących się z widmem kryzysu i konfliktem wartości. Jednocześnie „Igrzyska śmierci” to fantastycznie rozegrane widowisko, świetnie nakręcone i rewelacyjnie zagrane ( na oklaski zasługuje zwłaszcza grająca główną rolę Jennifer Laurence, której zagorzale kibicuję od czasu „Do szpiku kości” oraz świetny Stan Tucci odtwarzający gospodarza ogólnokrajowego reality show). Aktualnie trwają prace nad ekranizacją drugiej części trylogii („W pierścieniu ognia”, ostatnia zaś to „Kosogłos”), której po przeczytaniu literackiego pierwowzoru, nie mogę się już doczekać. Oby więcej takich książek i filmów dla młodzieżówki (niby)! (Tymczasem, „Igrzyska śmierci” zostały właśnie wydane na DVD. I nierozsądnie byłby ten fakt zignorować.) 8/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz